Często tęsknię za wolnością jaką daje posiadanie samochodu - za spontanicznymi wycieczkami za miasto, za bagażnikiem wyładowanym po brzegi arbuzami i jabłkami, za sprzeczkami o to, kto będzie prowadzić, za nielegalnym parkowaniem przed najlepszą pizzerią w mieście, a przede wszystkim za tym, że nic nie jest poza zasięgiem.
Ta tęsknota staje się ostatnio dotkliwa. Moje wywołane klisze od dawna czekają na mnie w laboratorium, do którego dojechać mogę albo autobusem łapanym w kiepskiej dzielnicy i jadącym przez najgorsze części miasta, albo drogą taksówką.
Czekajcie, jeszcze nie skończyłam narzekać. W nadchodzący weekend na przedmieściach Baltimore, do których nie kursuje komunikacja miejska odbywa się festiwal zydeco. Festiwal zydeco!!!. Moje jedyne opcje to albo pokonać tę trasę na rowerze (4 godziny w jedną stronę), albo wypożyczyć auto (żegnaj, zydeco).
W Stanach trudno być bezspalinowym. Komunikacja publiczna jest słabo rozwinięta, a odległości, nawet w obrębie miast, ogromne. Wiadomo, nie mam tutaj na myśli Manhattanu. Spróbujcie bez samochodu poruszać się po Los Angeles albo Memphis. Uszczerbki na zdrowiu psychicznym gwarantowane.
W takich czarnych chwilach dobijam się myślami o naszym pięknym oberżynowym samochodzie, którym krótko cieszyliśmy się zeszłej jesieni. Kupiony został na potrzeby rodzinnej przeprowadzki do Szkocji, a po imigracyjnych tumultach i zmianach planów szybko sprzedany. Oj, przydałbyś mi się teraz, piękny bakłażanie.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiqKqaAdldQCvP1t52EGZrVO7wlXLWuJMEnlDi3nEVZlKmQ2kvzAtJ0srpOGzpvqkH1j25UyN5HcCjHOjqhy_6Fk7S3W7mG1_bwH-wkR_B75H0a2shqNzia7t_gTgXI9k9U3t7Li78FYmdY/s1600/54190025.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg4hm4LXMYMMASErZndCrRUe3eoYz9k-jof22-pVYuzmJLBJIuAEFPgB87jaskXmMccEc_JqQOnqS0eveYtZRUj1dFk6MJH67NLusfEUChyfPL9Zp3kLdQSeQ_NFMOpJevN4ZIdiLcrh4Cy/s1600/54190026.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiiy0iRkMMlEFZXcN3OIShbaJWVLC5YLkLHZo8-8VPvI7ypw766rh9vyRnhUBz6o_h2bDv2-gbvOzwQ930NoM9aCqkpkwlgpkAydXdi_EzixyhNswh0EwnY-arlkWsd1hg9oXFW0_-rgVCj/s1600/54190023.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhpTUv1Cd_e6S2FM9yCxROfSDGPwVkE-TpvUotsFN8hBXdF-HB3kSEy_1uuwvws7p4uSkJnJ9Bz0Vf4JGD2LEIt9322WOmg_z7igq1d7W0GXUJQSH0EvjSFl6uoqCmiDLrS4KvlfKDSIOGB/s1600/54190024.jpg)
Właśnie dlatego kilka dni po tym, gdy dowiedzieliśmy się, że jestem w ciąży, pojechałam kupić samochód. Wiedziałam, że to ostatni moment, gdy mogę sobie na to pozwolić, a nie wyobrażam sobie swobodnego macierzyństwa bez samochodu. Jest nam teraz ciężko finansowo i sprzedaż fury mocno by podreperowała nasz budżet, ale nie umiem sobie wyobrazić takiej opcji, dopóki nie mieszkam w centrum jakiegoś dużego miasta.
ReplyDeleteJa jestem pośrodku. Chcę móc pojechać za miasto albo przywieźć 5 arbuzów na raz. Z drugiej strony nie chcę samochodu na własność, nie chcę się głowić gdzie go zaparkuję, pamiętać żeby go zatankować i martwić, że ktoś mi się do niego włamie. Potrzebuję albo auta z szoferem ;), albo Zip Car.
DeleteSzofera! Można wtedy ze spokojem wypić piwo ;)
Delete