Zanim ogarnę zdjęcia, zapiski i myśli z Kairu (lecz czy to się w ogóle da ogarnąć?), będę kończyć temat krakowski, który wydaje się już się tak odległy w czasie.
W międzyczasie były Gliwice, dopinanie guzików, upychanie wszystkiego co potrzebne na włóczęgę po Afryce w plecaku litrów 34 (włącznie ze śpiworem i buciskami trekkingowymi! jestem z tego faktu bardzo dumna), a potem podróż opóźnionymi pociągami do Warszawy, wylot z ewakuowanego lotniska i zderzenie z zupełnie innym światem.
Przed Wami: moja osoba w piekarniku pod Wawelem - camper ukraińskich kibiców - policjanci impotenci czyli straż miejska w akcji - kąpiel kota - potem inne różności - mecz Hiszpania-Portugalia - oraz wejście do naszej kamienicy i nasza ulica.
A ja uciekam, bo czeka na mnie egipskie piwo, późny obiad i ładowanie akumulatorów na kolejny dzień kairskiego chaosu.
Gosiu, odkryłam waszego bloga parę miesięcy temu, ale dopiero dzisiaj przyjrzałam się (przeczytałam wszystko) mu bliżej. Jestem na siebie zła, bo zamiast spędzać wakacje podróżując czytam o podróżach innych ludzi, ale - totalnie się w wami 'zafascynowałam'. Kończąc tę paplaninę:
ReplyDeleteByłaś kiedyś w Barcelonie/Katalonii?
Jak radziłaś sobie z angielskim na początku twojej podróży?
Hej Katia, dzięki :) Katalonia wciąż jeszcze przed nami. Znamy tylko Andaluzję.
ReplyDeleteNie za bardzo wiem co masz na myśli z początkiem podróży, ale kiedy po raz pierwszy znalazłam się w Stanach, byłam przerażona jak niewiele potrafię zrozumieć i wyrazić (chociaż zdawałam pisemną maturę z angielskiego i uczyłam się go w szkołach językowych). Z jednej strony dlatego, że amerykański angielski różni się od brytyjskiego (no i ten slang!), a z drugiej dlatego, że szkoła zupełnie nie przygotowuje do posługiwania się żywym językiem (jeden z moich nauczycieli miał np. fioła na punkcie nazewnictwa maszyn rolniczych, do tej pory nie miałam okazji użyć słowa snopowiązałka!). W każdym razie, kiepsko było tylko na samym początku. Kiedy jest się otoczonym językiem, chłonie się go każdym porem skóry :)
Ruszaj w podróż! Pozdrowienia.
o kurcze Gosia to już znaczy się już jesteście w Afryce? Łapcie chwile...choć wiem ze łapiecie ile się da:) pozdrawiam
ReplyDeletePS. piękny pasek aparatowy
ReplyDeleteDzięki! Marzyłam o fajnym pasku nie będącym reklamą aparatu i Lee kupił mi go na urodziny.
ReplyDeleteTak, od tygodnia! Łapiemy ile się da :) Pozdrawiamy!
To pewnie nie wiesz, gdzie się takie kupuje? Świetny jest! :)
DeleteNa etsy.com! Można tam dostać paskoplęsu!
Delete