Thursday, October 20, 2016

I'm not going into the toilet! I'm going into show business!


To już ostatnie analogi z Polski. Mój przedpotopowy laptop obraził się na zdjęcia. Nie bede szedł, nie pójde! Akcja na blogu powinna przyspieszyć w przyszłym tygodniu wraz z nowym komputerem. Bo w kolejce już czeka Teksas z zeszłego weekendu i cała masa staroci zacnych. A ja zaraz wybiegam z domu bo w ten weekend świecę złotym zębem na konferencji w Palm Springs.


Krakusy jadą do Warszawy. Po wyjściu z dworca wsiedliśmy do złego autobusu, ale szybko się zorientowaliśmy i przesiedliśmy się do złego autobusu. Eeech.

Ola, Tomek i Stefan akurat bawili w stolicy na kilka miesięcy. Wizyty Lee w Warszawie ograniczały się do tej pory do planu dworzec-ambasada-dworzec albo dworzec-egzamin-dworzec albo dworzec-potrącenie przez samochód na przejściu dla pieszych-dworzec. Tym razem Lee został przeciągnięty nieco bardziej po mieście. Warszawa dla początkujących.

Po kilku tygodniach na głodzie, leciałam do Miss Kimchi z szaleństwem w oczach. Mój nałóg koreański równa się tylko mojemu nałogowi etiopskiemu. 

Nietypowy niedzielny targ na Kleparzu. Były węgierskie gulasze, rzadko widywane ryby, piękne rzeczy ze skóry i Renata Przemyk w cywilu.

Renia i Michał pokazali nam zeskanowane rodzinne albumy. Dzię-ku-je-my!

W Psie Pianiście zakochaliśmy się kiedy na stół wjechał gryczany naleśnik z kozim serem, miodem i orzechami. A potem natychmiast się odkochaliśmy, kiedy dołączył do niego omlet z surowym jajkiem w środku. Płynne białko obrzydza mnie okrutnie. Pisco sour może się odpiscować.

Przystanek w Krowarzywa. Po wyprodukowaniu kilku szejków pan zza lady pieprznął drzwiami i chyba rzucił pracę. Zdrowo, wegańsko, plus dramaty za friko!

Siedzieliśmy kiedyś ze znajomymi w Bunkrze, Lee poszedł do toalety i wrócił z jakiś facetem. Tym facetem był Mikołaj. Zdecydowanie nasza najlepsza nowa krakowska znajomość! Mikołaj rozpoznał Lee z bloga, Lee przewróciło się w głowie i od tego czasu twierdzi, że jest celebrytą. Ugh, dzięki, Mikołaj!

Ostatni weekend w Polsce spędziliśmy w Cieszynie. Pierwszy przystanek to zawsze sklep Społem po kanapki cieszyńskie. A wiecie skąd śledzie w Cieszynie? Ano, podobno od połowy lat 50-tych Prince Polo importowało batony na Islandię, a Islandia płaciła za nie rybami!


P.S. No nie mogę się teraz użerać z bloggerowym formatowaniem. Czytajcie z zamkniętymi oczami. Psiepsiapsiam.

4 comments:

  1. Ale wstyd a ja jeszcze nigdy w Polsce nie byłam .... Chyba muszę sobie też zrobić wypad dla turysty !
    I chłopak który pokazuje stare zdjęcia na komputerze - z profilu jak Ryan Gosling (mmm) :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Czekaj, czekaj, w Polsce czy w Warszawie? Haha, faktycznie! Trochę jak Ryan.

      Delete
  2. dobrze że zdążyliście dostać swoje szejki zanim pan rzucił pracę.
    ps: o tym mówicie? bo był skandal! http://natemat.pl/182967,skandal-w-krowarzywach-pracownicy-knajpy-domagali-sie-praw-stracili-zajecie

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ach, nie, nie. To było w Krakowie. Panu wyjątkowo nie szło. W procesie jego rozpaczliwego miotania się za ladą nasze kubki zostały tak komicznie umazane i wypalcowane, że chichotaliśmy całą drogę do domu.

      Delete

Tyler: Can I ask your name?
Ally: Anonymous.
Tyler: Anonymous? Is that Greek?