I report that we made it. Little Man slept through both flights, checked out the apartment, ate, baptized the new litter box, and smoothly turned into a Krakow cat again. And we too smoothly turned back into Cracovians. The first impressions (we were gone for 3.5 years): - less dog shit on sidewalks - more foreigners - the air quality seems even worse than ever - the cheese from Stary Kleparz market remains the best medicine for existential pains - Polish men are better and better looking (Polish women rule as always) - less hooligans - more nut jobs (a crazy dude called Lee a terrorist and put a sword to his neck, and later, a crazy lady called me 'a lesbian who only eats and shits') - Polish spring remains a prime time for renovations - store clerks are nicer - perfumed shit is still shit - a terrible Polish government-owned phone & internet company changed its name but not its antics - Duży Format and Wysokie Obcasy magazines remain my favorite breakfast dish - oscypek is finally grated, not sliced at U Endziora. Hallelujah! - restaurant stuffiness is still going strong (pizza, burgers, even steamed mussels are elegantly attacked with a fork and a knife) |
Donoszę, że dotarliśmy. Little Man oba loty przespał w całości, zbadał mieszkanie, zjadł, ochrzcił nową kuwetę i zupełnie naturalnie stał się ponownie kotem krakowskim. I my też, zupełnie naturalnie, staliśmy się ponownie Krakusami.
Pierwsze wrażenia (nie było nas tu trzy i pół roku):
- kup na chodnikach mniej
- obcokrajowców więcej
- powietrze chyba jeszcze gorsze niż kiedyś
- sery ze Starego Kleparza nadal najlepszym lekiem na egzystencjalne bóle
- polscy faceci coraz przystojniejsi (Polki nadal rządzą)
- dresiarzy mniej
- wariatów więcej (szalony pan ogłosił Lee terrorystą i przyłożył mu miecz do szyi, a potem szalona pani nazwała mnie 'lesbijką co tylko je i sra')
- polska wiosna jak zawsze czasem remontów
- panie ekspedientki milsze
- upudrowane gówno to nadal gówno... pozdrawiam
- Duży Format i Wysokie Obcasy nadal ulubionym daniem śniadaniowym
- u Endziora oscypek w końcu w wiórkach, a nie plasterkach. Alleluja!
- restauracyjne sztywniactwo trwa (pizzę, hamburgera, nawet małże w skorupkach traktujemy nożem i widelcem?) |
Evidence of arrival: landing in | Pobytowy materiał dowodowy: lądowanie w |
No to pięknie Was ta Polska przywitała wariatami, niestety też mam wrażenie, że jest ich coraz więcej, nie mówiąc o tym, co się w polityce dzieje... Mam nadzieję, że uszliście bez szwanku w tych potyczkach. Czekałam i czekałam na nowy post, i się w końcu doczekałam. Niestety nadal czuję się niepocieszona, bo za krótko. Czekam na następny :)
ReplyDeleteNo, my oboje mamy niestety magnes na szaleńców... Co do polityki, ręce opadają. Albo nawet odpadają.
DeletePost miał być dłuższy, ale Lee protestował. Kolejny jutro!
Chyba mnie coś ominęło bo nie wiedziałam, że wracacie do Krakowa. Na stałe? A powietrze na pewno gorsze (niestety)
ReplyDeletemoment, moment, a nie miała być Kalifornia? Też na K (polskie), może pomyliliście loty? :)
ReplyDeletePrzywiało nas do Krakowa niestety tylko na 6 tygodni. Potem na chwilę Boston, Baltimore i Karolina Południowa, a potem już Kalifornia!
ReplyDeleteo kurcze, kurcze, dlugo nie zalgladalam i takie zmiany :d Krakow, krakow? czy ja dobrze widze? Krakow? :D mam nadzieje, ze pogoda bedzie dla Was łaskawa (a raczej, ze jest dla Was laskaawa, bo juz polowa z tych 6 tygodni chyba minela?)
ReplyDeletepozdrowienia!
Pogoda była niezła, tylko na początku smog mnie prawie wykończył. Już jutro wracamy. Strasznie szybko to przeleciało... Uściski!
Delete