This is a description of the picture below that Lee wrote for his Polish class. It's pretty funny.
Cieszą mnie takie rodzynki jak ten i żałuję, że kiedyś się skończą. Językowe postępy i wpadki Lee dokumentuję od samego początku. To jest opis poniższego obrazka.
Everybody who's been to our house knew how low we'd been on glassware. We served wine, shots and even martinis in ceramic mugs. Now we are fully stocked but friends still keep bringing more. Here, a set of coffee cups from Thom. Now, if we only had more chairs...
Każdy kto u nas był, wiedział, że brakowało nam szklanek i kieliszków. Serwowaliśmy w kubkach wino, wódkę, a nawet martini. Teraz już wszystko mamy, ale przyjaciele nadal przynoszą nam więcej. Tutaj zestaw filiżanek od Thoma. Teraz tylko potrzebujemy dodatkowych krzeseł...
I was telling Lee that flash is a mortal enemy and makes everybody look terrible. I was wrong. Not everybody.
Tłumaczyłam Lee, że lampa błyskowa jest wrogiem śmiertelnym, bo sprawia, że wszyscy wyglądają paskudnie. Pomyliłam się. Nie wszyscy.
Our living room. Sometimes we push the couches together and make a huge 'reading pad'.
Nasz salon. Czasami zsuwamy razem kanapy i robimy wielkie 'legowisko-czytelnię'.
Our love affair with beets continues. We even eat them on sandwiches. Here, they are in a worthy company of fried eggs and mayo.
Nasz romans z burakami trwa. Trafiają one również na kanapki. Tutaj w zacnym towarzystwie sadzonego jajka i majonezu.
Shopping for food at the market makes me genuinely happy. I thought that if I started documenting what I buy, it could make me happy for longer. Here we have parsley, mint (I put in in tea and use it to make raita), horseradish (I finely shredded it and mixed it with semi-soft sheep cheese and yogurt), smoked paprika, thyme, bread from an all-natural bakery, semi-soft sheep cheese, smoked hard sheep cheese, and cabbage (for coleslaw and quick stir-fries). Even writing about it makes me feel good!
Uwielbiam zakupy na targu. Postanowiłam zacząć je uwieczniać na zdjęciach i tym samym dłużej się nimi cieszyć. Natka pietruszki, mięta (do herbaty i do raity), korzeń chrzanu (starłam go i zmieszałam z rozgniecionym buncem i jogurtem), wędzona papryka, tymianek, pieczywo z Piekarni Mojego Taty, kawałek buncu, oscypek i głowa kapusty (do surówek i do prostego stir-fry). Nawet pisanie o tym mnie uszczęśliwia!
Eh..., Lee jest jedną z niewielu osób, które na każdym zdjęciu wychodzą dobrze. Zazdroszczę. A Twoimi oczami Kraków jest jeszcze piękniejszy.
ReplyDeleteUla
p.s. Gdzie jest Piekarnia Mojego Taty?
kanapki z burakami jeszcze nie jadłam ;-)
ReplyDeletechyba zacznę zamawiać sobie zawartość twoich zakupów z ostatniego zdjęcia co rano.. ( i zamieszkam w domku na wsi, który dopełni moją wizję szczęścia :D )
Ula: Dzięki! To bardzo miłe. Piekarnia Mojego Taty jest na Kazimierzu, na ulicy Meiselsa, ale mają również kilka firmowych stoisk, m.in. na Starym Kleparzu.
ReplyDeleteMaddie: To też jest moja wizja szczęścia :)
ja jestem jak zombie jak widze oscypek i bundz.
ReplyDeleteI teraz caly dzien bede myslec o serach ;-)
tak, lee... ah. no lampa mu nie szkodzi, to oczywiste.
ReplyDeleteuwielbiam jak wrzucasz jego prace domowe:D
optymistyczny post:)Lee ma ciekawe przemyślenia, o zombi, hi hi:) Mnie też uszczęśliwia czytanie o jedzeniu, a tym bardziej oglądanie go:)
ReplyDeletetez uwielbiam kanapki z buraczkami :)
ReplyDeleteależ się uśmiałam z tego opisu obrazka. widać, że Lee walczy z naszą przeokropnie trudną polszczyzną - zazdroszczę wytrwałości, bo ja bym się już na pewno dawno poddała na jego miejscu!
ReplyDeleteteż uwielbiam targi, zwłaszcza kleparz w sobotę, Gosiu które krakowskie targi polecasz?
ReplyDeleteI tak radzi sobie nieźle, zważając na to jak paskudnym do nauczenia się jest nasz język :P Na targach kupuje się najfajniej, raduje me oczy Twe zdjęcie :D - Karola
ReplyDeleteAle słodka ta kartka Lee, aż chce się go pogłaskać po głowie:D.
ReplyDeleteLegowisko do czytania na piątkę, zakupy na targu podobnie! I podoba mi się romans z burakiem:>
Bardzo wszystkim dziękuję :) Proszę o usprawiedliwienie naszej nieobecności - wybyliśmy do Sztokholmu. Ale już jesteśmy i nagle Kraków wydaje się nam ciepłym miejscem... Relacja ze Szwecji wkrótce.
ReplyDeleteDzięki za aprobatę mojego spożywczego ekshibicjonizmu :)
MaLa: Ja lubię właśnie Stary Kleparz, bo mam tam 'swoje' sprawdzone stoiska. Może powinnam to kiedyś rozrysować, bo trudno mi wytłumaczyć które, a może komuś się przyda.
Ten blog jest tak cudowny, że mam ochotę bez zaproszenia wpaść na herbatę.
ReplyDeleteSzczęśliwie nie znam adresu :) Pozostaje patrzeć na ciepło bijące z tych zdjęć!
Bella: Jestem zaskoczona i onieśmielona Twoimi komplementami, i od wczoraj myślę co tu odpisać mądrego :) Bardzo dziękuję. Zaproszenie masz, możesz wpadać :)
ReplyDeleteHihihi powiedz tylko KIEDY? :D
ReplyDelete