Sunday, June 9, 2013

I was the Walrus, but now I'm John.



New Orleans brings to mind many a thing: the charming streets of the French Quarter, the madness of Bourbon Street, the colonial architecture of Louisiana plantations, jazz, zydeco, creole cooking, the brothels of Storyville, and alligators.

For a change, I'll begin my account from our visit to New Orleans with a neighborhood that is not the typical face of the city.


This neighborhood is the Warehouse District - an industrial area by the port, where in the  19th century, coffee, grains, and produce were stored. When in the 1950s containers came into use, the magazines were no longer needed. Virtually overnight the Warehouse District became an urban wasteland where nobody sane would choose to wander.


In the 1970s something unthinkable happened: the Contemporary Arts Center opened its doors at one of the abandoned warehouses. Artists quickly recognized the area's potential and galleries began to sprout. After that, a few magazines turned into museums, well-known chefs moved their restaurants into the neighborhood, the tourists came, and with them, the hotels. The Warehouse District again became an integral part of the city.


We stayed in the Warehouse District during the first half of our visit to New Orleans and regretted not staying longer, but that I will tell you about some other time. 

Nowy Orlean przywodzi na myśl wiele skojarzeń: urokliwe uliczki French Quarter, szaleństwo Bourbon Street, kolonialna architektura luizjańskich plantacji, rzeka Mississippi, jazz, zydeco, kreolska kuchnia, burdele Storyville i aligatory.

Na przekór, relację z naszej wizyty w Nowym Orleanie rozpocznę od dzielnicy, która nie jest typową wizytówką miasta. 

Warehouse District, bo o nim mowa, to dzielnica XIX-wiecznych przyportowych magazynów. Składowano tutaj kawę, zboże i inne produkty rolne. Kiedy w latach 50. do użytku weszły kontenery, magazyny przestały być potrzebne. Z tętniącej życiem części miasta, Warehouse District niemal z dnia na dzień stał się miejskim nieużytkiem, w który lepiej było się nie zapuszczać.

W latach 70. stało się coś nie do pomyślenia: w jednym z opuszczonych magazynów otworzyło swoje podwoje Centrum Sztuki Współczesnej. Artyści dostrzegli w dzielnicy potencjał i szybko zaczęły pojawiać się kolejne galerie. Potem kilka magazynów przemieniono na muzea, do dzielnicy wprowadziły się restauracje znanych szefów kuchni, pojawili się turyści, a wraz z nimi hotele. Warehouse District ponownie stał się integralną częścią miasta.

My w Warehouse District zatrzymaliśmy się na połowę naszej wizyty w Nowym Orleanie i żałowaliśmy, że nie zostaliśmy na dłużej, ale o tym jeszcze Wam opowiem.


Parking garages are incarnations of old warehouses' skeletons and roofs...Garaże to inkarnacja magazynów, z których zachowały się jedynie gnaty i dach...

...or everything but the roof.
...albo wszystko oprócz dachu.

Our hotel also took up a post-industrial space. Yet another time we stayed in a place above our budget, thanks to the Priceline service offering great deals for booking surprise hotels. Nasz hotel również zaadaptował postindustrialne wnętrze. Po raz kolejny zatrzymaliśmy się w miejscu nie na naszą kieszeń dzięki serwisowi Priceline, który oferuje wielkie obniżki w cenie przy wyborze hotelu-niespodzianki.

The visit to the WWII Museum was highly educational. We learned that you can present the history of WWII without mentioning Stalin's name once. And that 30 seconds is enough to cover the topic of concentration camps in a 2 hour long feature. And that the US made the only right decision dropping two atomic bombs on Japan. Really, I have no idea why we went. Wizyta w WWII Museum była bardzo edukacyjna. Nauczyliśmy się, że można opowiedzieć historię II wojny światowej bez wspominania nazwiska Stalina. I że na obozy koncentracyjne wystarczy 30 sekund w dwugodzinnym materiale filmowym. I jeszcze że Stany podjęły jedyną słuszną decyzję zrzucając dwie bomby atomowe na Japonię. Doprawdy, nie wiem co nas podkusiło żeby tam pójść.

There are lots of fancy restaurants and hip spots in the area but what's visibly missing are just ordinary bars serving beer and cheap, good food. Fortunately, there is one surviver. It's name is a turn-off but I'm glad it didn't repel us. It seems that nothing had changed at Corporation in a long time. Only the locals are occupying the bar. During lunch, it is stormed by hungry blue-collar workers. The kitchen's hours are bizarre and it's easy to miss it being open. We tried other places in the Warehouse District but we kept coming back to Corporation. W dzielnicy jest sporo eleganckich restauracji i modnych miejscówek, ale brakuje zwykłych barów z piwem i dobrym, tanim jedzeniem. Na szczęście zachował się jeden. Nazwa odstrasza, ale cieszę się, że nie daliśmy się zniechęcić. W Corporation niewiele się zmieniło od lat. W środku sami miejscowi. W czasie lunchu wpadają głodni pracownicy budowlani. Kuchnia operuje w przedziwnych godzinach i łatwo pocałować klamkę. Spróbowaliśmy innych miejsc w Warehouse District, ale wracaliśmy tylko do Corporation.

The po'boy is one of New Orleans' flag sandwiches. A New Orleans French bread (which is a baby of a real baguette and white bread) is loaded with fried oysters or shrimp (most commonly) and dressed with lettuce, tomatoes, mayo, and pickles. We have tried many versions, also those much more creative, but when I crave a po'boy, I crave the Corporation po'boy. Po'boy to jedna ze sztandarowych kanapek serwowanych w Nowym Orleanie. Nowoorleańska bagietka (czyli coś pomiędzy bagietką francuską a polskim wekiem) wypchana jest najczęściej panierowanymi, smażonymi w głębokim tłuszczu ostrygami lub krewetkami, z dodatkiem sałaty, pomidorów, majonezu i konserwowych ogórków. Próbowaliśmy wielu wersji, także tych bardziej wyszukanych, ale kiedy tęsknię za po'boyem, to tęsknię za po'boyem z Corporation.


6 comments:

  1. Nowy Orlean kojarzy mi się z Kerouac'iem, sama nie wiem czemu aż tak bardzo. Poza tym uwielbiam klimaty postindustrialne, mieszkam na Śląsku i u nas jest dużo takich budynków często zaadoptowanych na galerie sztuki, knajpy czy muzea, niestety wiele stoi pustych - stare szyby z kopalni czy pozostałości po hutach.

    Chciałabym kiedyś zobaczyć te wszystkie miejsca, które tu opisujesz.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Z 'On the Road'? Zupełnie mi nie podchodzi. To jedna z tych książek, którą chcę lubić, ale nie potrafię. Może zmienię zdanie zanim dobrnę do końca.

      Ja też lubię postindustrialne klimaty i strasznie mnie boli ile pięknych budynków się na naszym (jestem z Gliwic) Śląsku marnuje. Zawsze marzyłam o domu w wieży ciśnień!

      Delete
  2. Po'boy w wersji domowej z bagietką absolutnie do zrobienia w tym tygodniu :) Bo nie liczę, że dostanę tu w Krakowie to oryginalne pieczywko.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jak najbardziej. Tylko wybierz niewypieczoną, miękką i świeżą. To panierka ma tu być gwiazdą chrupkości!

      Delete
  3. wow, bardzo mi się podoba zdjęcie bramy i hotelu (jestem też ciekawa jak wyglądał pokój), dodatkowo nowa organizacja postu też jest świetna ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Też myślę, że kolumny na plus. Dzięki!
      Pokoje niestety wyglądały bardzo zwyczajnie, miałam wrażenie, że mieściły się we współczesnej dobudówce. Z zewnątrz hotel też nie prezentował się ciekawie, więc ta hala z belkami na zdjęciu to chyba jedyna oryginalna część budynku.

      Delete

Tyler: Can I ask your name?
Ally: Anonymous.
Tyler: Anonymous? Is that Greek?