Monday, September 24, 2012

Days 10 & 11. Mother, did you move my chair?


Day 10./Dzień 10.

The first shower in Ethiopia is under my belt. In hot Cairo we opted for cold showers, here, we have no choice (cold water only in our bathroom). The weather sure is not encouraging. It's warm during the day, but the mornings, evenings, and nights are cold, way colder than we expected. And it rains a lot, it pours, actually. We have to be careful to stay dry since Lee doesn't have a change of clothes.

On Sundays, not much goes on in Addis. The museums and most stores are closed, so we just went for a walk around Haile Selassie’s former palace and the headquarters of the United Nations. Strict security everywhere, snipers on the roofs, the meeting of the African Union will take place in 2 days. When we stopped for a moment to consult the map, we immediately got surrounded, our documents were checked, we were questioned, and instructed to continue on without stopping. And when we were passing the gate of the palace, we didn’t even have a chance to glance when a furious guard stormed towards us, simultaneously taking his rifle off his shoulder. We walked away rather quickly.


Za mną pierwszy prysznic w Etiopii. W gorącym Kairze braliśmy zimne prysznice z wyboru, tutaj są one koniecznością (w naszej łazience nie ma ciepłej wody). Pogoda do tego bynajmniej nie zachęca. W ciągu dnia jest dość ciepło, ale rano, wieczorem i w nocy jest zimno, zimniej niż się spodziewaliśmy. No i pada, a właściwie leje, bardzo często. Musimy uważać żeby nie zmoknąć, bo Lee nie ma ciuchów na zmianę.

W niedzielę niewiele się w Addis dzieje, muzea i większość sklepów są nieczynne, spacerowaliśmy więc w okolicach dawnego pałacu Haile Selassiego i siedziby Narodów Zjednoczonych. Wszędzie nadal ścisła ochrona, snajperzy na dachach, spotkanie Unii Afrykańskiej odbędzie się za dwa dni. Kiedy zatrzymaliśmy się na chwilę żeby sprawdzić coś na mapie, od razu zostaliśmy otoczeni, wylegitymowani, wypytani i poinstruowani, że mamy iść dalej bez zatrzymywania. A kiedy przechodziliśmy koło bramy pałacu, nie zdążyliśmy nawet rzucić okiem kiedy rzucił się w naszą stronę wściekły strażnik zdejmując jednocześnie z ramienia karabin. Poszliśmy sobie bardzo szybko.



Day 11/Dzień 11. 

It was raining all night. It still is. We got up before 7, because today we’re going with C. to his furniture factory. It’s cold. Everything in our room is beginning to get damp. I’m wondering what effect on our health the huge mold growing on the walls has. I also constantly worry about Lee catching a cold since he’s left with no warm clothes.

A bug crawling into my ear woke me up last night. The first night, on the other hand, we were startled by somebody walking on the roof of our room. They must have climbed the tall wall surrounding the compound. When we told him, C. was very concerned and decided to load his gun.

It was interesting to see the factory. It’s not fully mechanized. Everything is done by hand or with simple instruments, the very same way for the last 47 years. Next to the factory, is C. parents’ house. An interesting structure surrounded by a large garden and tiny servant houses.

In the afternoon, a visit to the Red Terror Martyrs Memorial Museum and an emotional, hour long conversation with an old man who was imprisoned and tortured by the communist government for 8 years and now takes the visitors around the museum.


Padało całą noc. I nadal pada. Wstaliśmy przed siódmą, bo jedziemy dziś do z C. do jego fabryki mebli. Zimno. W naszym pokoju wszystko zaczyna się robić wilgotne. Zastanawia mnie wpływ wielkiego grzyba na ścianie na nasze zdrowie. Boję się też, że Lee dopadnie przeziębienie, bo nie ma żadnych ciepłych ubrań.

W nocy obudził mnie robak chodzący po wnętrzu ucha. A pierwszej nocy u C. obudził nas ktoś chodzący po naszym dachu. Żeby to zrobić, musiał najpierw sforsować wysokie ogrodzenie. C. był tym bardzo zaniepokojony i naładował pistolet.

Ciekawie było zobaczyć fabrykę. Jest niezmechanizowana. Wszystko robi się tam odręcznie lub przy użyciu prostych urządzeń, w ten sam sposób od 47 lat. Obok fabryki stoi dom rodziców C., o ciekawej bryle, otoczony sporym ogrodem i niską zabudową domków dla służby.

Po południu wizyta w Muzeum Pamięci Ofiar Czerwonego Terroru i wzruszająca godzinna rozmowa z dziadkiem, który był przez 8 lat więziony i torturowany przez komunistyczne władze, a teraz oprowadza zwiedzających. 



Coffee (among other crops) is grown and harvested on the factory compound. There’s enough of it for the employees.
Na terenie fabryki uprawiana jest m.in. kawa, której wystarcza na potrzeby pracowników.
 


C. parents’ house.
Dom rodziców C.


C.’s office.
Biuro C.

9 comments:

  1. Uuuu. O ile ktoś chodzący w nocy po dachu nie wyrwałby mnie z łóżka, to robak w moim uchu zrobiłby to w trybie natychmiastowym!

    Swoją drogą, niesamowite, że przez prawie pół wieku w fabryce nic się nie zmienia.
    Co do kawy, to gdyby moja rodzina miała przed domem krzak zaspakajający nasze potrzeby, to myślę, że w ciągu roku zaoszczędzilibyśmy na ciekawą wycieczkę. Zwłaszcza, gdyby w pakiecie był też tytoń. ^^

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tak, insekt w uchu to niezły budzik ;) Szkoda, że nie da się zamówić budzenia robakiem na konkretną godzinę...
      Moja rodzina zaoszczędziłaby na wycieczkę gdybyśmy mieli własny browar i destylarnię ;)

      Delete
  2. stolarnia jak z moich marzeń... prawie. Niezła ta wyprawa była - pod każdym względem, ciekawe jak o niej myślisz bo jak Ciebie czytam to mam wrażenie ze nie wywołała zachwytu ani zwiedzonymi miejscami ani przeżyciami/doświadczeniami.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Twoje słowa dały mi do myślenia. Myślę, że gdybym miała okazję popaplać o naszych przygodach na żywo, to odniosłabyś inne wrażenie. Ta wyprawa mnie zmieniła. Etiopia (Egipt też) mnie zachwyciła, ale też dała mi kopa.
      Posty są właściwie niezmienionymi wpisami z mojego dziennika. Te pierwsze dni były trudne, męczące i frustrujące, i zdecydowanie odbiło się to na tym co i jak pisałam.
      P.S. Mam nadzieję, że jeszcze się napaplam :)

      Delete
  3. Zimny prysznic jest tym, czego za nic bym nie chciała przeżyć nawet latem ;)

    ReplyDelete

Tyler: Can I ask your name?
Ally: Anonymous.
Tyler: Anonymous? Is that Greek?